Prawo do bycia adoptowanym*
- Paweł Konzal

- 6 sty 2024
- 3 minut(y) czytania
Dwa tygodnie temu obchodziliśmy Boże Narodzenie. Jest to celebracja narodzin Dzieciątka, które datują początek ery nowożytnej. Dzieciątka, jeśli odczytamy dosłownie przesłanie Ewangelii, adoptowanego przez Józefa, męża Maryi. Najsłynniejsza adopcja w historii, związana ze świętowanymi od ponad 2000 lat narodzinami, może być przyczynkiem do przemyśleń na temat adopcji jako takiej.
Rok 2024 to czas, kiedy najprawdopodobniej zostaną wprowadzone w Polsce związki partnerskie. Kolejnym krokiem, na który przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać, będzie wprowadzenie małżeństw jednopłciowych. Zmiana ta nieuchronnie otworzy debatę publiczną na temat adopcji. Doświadczenie innych podobnych polemik w Polsce i za granicą wskazuje, iż dialog ten może mieć bardzo emocjonalny charakter, polaryzując część społeczeństwa i uświadamiając niepewność własnej opinii pozostałym obywatelom. Jest to więc drugi powód by już dziś przemyśleć i przepracować kwestię adopcji.
Obecnie adopcja dzieci ujmowana jest w debacie publicznej w kategorii „prawa do adopcji". Jest to jednak niewłaściwe językowo, etycznie i praktycznie ujęcie i podejście do tego tematu. Nikt nie powinien mieć „prawa" do adoptowania dzieci. Prawo można mieć do kupna mieszkania, auta albo psa. Nie powinno się jednak mieć prawa do adopcji, które ujmowane w ten sposób brzmieć może jak prawo do de facto nieodpłatnego nabycia drugiego człowieka – w tym przypadku dziecka.
Prawo do adopcji powinniśmy zastąpić prawem do bycia adoptowanym. Prawem do bycia adoptowanym przez parę ludzi dających, jeśli nie rękojmię – bo tej nigdy nie ma w 100% – to przynajmniej wszelkie wskazanie co do tego, że są stabilną parą, która otoczy adoptowane dziecko miłością i troską.
W 2022 roku w instytucjonalnej pieczy zastępczej w Polsce przebywało aż 16 572 dzieci. Ponad 70% z nich miało więcej niż 10 lat, co wiąże się z mniejszymi szansami na bycie adoptowanym. W ostatnich latach od 2500 do 2900 dzieci rocznie zostawało adoptowanych, niemniej liczba dzieci przebywających w sierocińcach powoli wzrasta, mimo iż celem powinien być odwrotny stan. Wychowanie w instytucjonalnej pieczy zastępczej powinno być ostatecznością, gdyż dzieci dorastające w placówkach są bardziej podatne na uzależnienia, konflikty z prawem itp. Częściej też muszą korzystać z opieki psychiatrycznej. Konwencja o prawach dziecka ONZ z 1989 r. już w swojej preambule mówi, iż „dziecko dla pełnego i harmonijnego rozwoju swojej osobowości powinno wychowywać się w środowisku rodzinnym, w atmosferze szczęścia, miłości i zrozumienia".
Wychodząc z takiego punktu widzenia – prawa do bycia adoptowanym przez parę, która mnie (adoptowane dziecko) pokocha – zmienić możemy o 180 stopni postrzeganie adopcji w debacie publicznej. Po pierwsze, stawiamy w sercu procesu dziecko jako podmiot a nie przedmiot prawa. Po drugie, usuwamy albo przynajmniej zmniejszamy znacznie drastyczną polaryzację, jaką wywołać może wspomniana dyskusja w przyszłości. Zamiast deliberować o prawach dorosłych, stawiamy w centrum sprawy dobro i interes dziecka. Prawo do wzrastania w rodzinie, która otacza je miłością.
Prawo do bycia adoptowanym nie wyklucza priorytetyzowania par heteroseksualnych w procesie adopcji. Umożliwia jednak uratowanie dzieci, dla których alternatywą dla kochającej rodziny z dwójką rodziców tej samej płci jest pozostanie w sierocińcu. Jeśli na adopcję spojrzymy z perspektywy dziecka, a nie dorosłych toczących polityczne boje, to nie ulega wątpliwości, że lepiej jest wychowywać się w kochającej i stabilnej rodzinie niż samotnie wzrastać w zinstytucjonalizowanej placówce.
Nie jest to zmiana, która dokona się szybko. Warto jednak dyskusję nad zmianą naszego podejścia do adopcji, jako czegoś do czego mamy prawo, rozpocząć już dziś. Prawo do bycia adoptowanym przez kochającą rodzinę postawi prawa i dobrostan dziecka na pierwszym miejscu.
*Artykuł opublikowany w Plus Minus z 6-7 stycznia 2024r.
** Fot. iStock


